Bądź idiotą będziesz gwiazdą.

Wielu marzy o karierze, o sławie i popularności. Wielu dla tego, by stać się celebrytą zrobi wszystko. Okazuje się, że trzeba naprawdę niewiele...
Wystarczy zrobić z siebie idiotę. Wrzucić na publiczne portale, media społecznościowe czy inne youtuby i marzenie spełnione. Ale czy naprawdę o to chodzi? Czy naprawdę trzeba stać się nikim, żeby stać się kimś?
Zastanawiam się tylko kto w przypadku "robienia kariery" przez persony takie jak np. siostry Godlewskie jest większym idiotą.  Czy te Panie, które jak widzieliśmy nie raz są gotowe zrobić wszystko by dostać się na czerwony, błękitny czy inny zielony dywan nie grzesząc przy tym inteligencją, czy może ci którzy fascynują się tym "zjawiskiem" nakręcają robiąc gwiazdy z ludzi, którzy sami dla siebie nie mają szacunku i godności.
Kiedyś, żeby być idolem muzycznym, gwiazdą telewizji, kina czy teatru trzeba było być kimś i mieć to coś. Wykazać się talentem, mocno pracować na to żeby osiągać sukces. Takich artystów doceniając ich dorobek zapraszano  do udziału w różnych wydarzeniach i wyróżnieniem dla zapraszających było, kiedy artysta wielkiego formatu takie zaproszenie przyjął.
Dziś często pseudo artyści zapraszani są do klubów, jako gwiazdy na koncerty czy inne podobne wydarzenia. Przykłady można mnożyć. Wspomniane już wcześniej Panie Godlewskie być może fascynują niektórych wyglądem czyniąc ślepym na głupotę. I może to jakieś wytłumaczenie, choć równie mizerne jak inteligencja tych Pań...
Kolejnym "artystą" lansowanym na gwiazdę klubową zapraszanym na mega imprezy w klubach muzycznych jest Smorąg.

W przypadku tego Pana mam wrażenie że w dzisiejszym show biznesie nie ma już granic ani zasad. Nawet pewien stopień niepełnosprawności umysłowej czy fizycznej i być może nieświadomość tych ludzi nie stanowi przeszkody wręcz przeciwnie. Znajdą się tacy, którzy świadomi tego że wbudzając wiele kontrowersji ci ludzi przy okazji wzbudzają spore zainteresowanie, a na tym można zarobić. Przyciągnąć tłumy zaciekawione tą osobą na żywo, która na co dzień staje się teoretycznie powodem hejtu i przysłowiowej beki, a co w efekcie przeobraża się w gwiazdę. Stąd podobnie jak siostry Godlewskie, choć te wypłynęły na szersze wody stając się celebrytami pełną gębą w telewizji, tak  m.in Smorąg stał się częstym bywalcem klubów w Polsce jako gwiazda nr 1.
Jeszcze jednym przykładem klubowych "gwiazd" jest Szmitek. I tu ograniczę się do tylko do tego opisu postaci z nazwy, bo trudno w słowach ująć brak kultury i choćby minimum profesjonalizmu. Aż chce się zapytać jakim wyróżnieniem i budowaniem prestiżu jest dla klubu fakt zaproszenia i występu w nim takiego "kogoś"? Zresztą oceńcie sami...

                                       

Jak już wspomniałem wcześniej wiele podobnych przykładów można mnożyć. Nie wspominając o tych internetowych "celebrytach" którzy dla kasy hejtują innych wyzywając, obrażając grożąc stają się autorytetem dla młodych ludzi.
Czy naprawdę takich gwiazd nam trzeba? Czy naprawdę z takimi "gwiazdami" chcemy się utożsamiać? W którą stronę to wszystko zmierza?
Cóż...Widocznie jaka publiczność takie gwiazdy...


Dlaczego Disco polo tak opanowało znów Polske?


Ostatnimi czasy znów bardzo głośno o muzyce którą wszyscy na ogół wyśmiewają szydzą i gardzą. Ale zupełnie inaczej wygląda to w rzeczywistości. Kiedy tylko pojawiają się pierwsze dźwięki z tego gatunku na parkiecie niemal 90 % imprezowiczów wpada w szał tańca. Rozumiem, ktoś tłumaczy muzyka prosta taneczna. Ok. Ale na czym tak dokładnie polega fenomen tej muzyki? Może to tylko napędzone właśnie wyśmiewaniem, zyskujące ogromną, szybką aczkolwiek krótkotrwała popularność zjawisko napędzane przez portale społecznościowe, YouTube itp? Przykład? Utwór grupy Weekend, którego tytułu nie trzeba podawać bo każdy zna i każdemu jak tylko usłyszał nazwę zespołu,  zabrzmiał w uszach. czyż nie tak ?
Już kiedyś w latach 90' ten nurt przeżywał swoją chwałę. Tysiące muzycznych programów poświęconych Disco Polo. Zachowanie zawsze te same, śmiech i szydera nikt nie słucha ale wszyscy się bawią i teksty znają na pamięć. Szybko jednak minęła euforia. Z kanałów telewizyjnych zniknęły wszystkie programy, audycje Disco Polo i cisza... Aż do teraz kiedy praktycznie nie ma imprezy gdzie nie było by grane "polo". Wróciły z wielkim "wow" muzyczne programy. Parkiety dyskotek pękają w szwach jak tylko pojawia się ta muzyka. Mam wrażenie że ludzie wpadają w jakiś muzyczny trans. Zamykają się wielkie muzyczne klubowe ikony jak choćby "Ekwador" który jak nie boję się użyć tego słowa "Ministry of Sound" był symbolem prawdziwego Clubbingu w Polsce, porównywalnym z poziomem wielkich europejskich klubów. Przykre to że biznes i pieniądze wzięły górę bo to nic innego przecież. Jest monopol na Disco Polo więc póki da się zarobić to można nawet trzeba poświęcać wielkie muzyczne "klubowe świątynie" na sprzedajne, tandetne "stajnie disco polo". Może ugodziłem teraz serca miłośników i wielbicieli gatunku ale wybaczcie sami sobie to robicie za każdym razem kiedy jak przyjdzie co do czego, a ktoś zapyta jakiej muzyki słuchasz przy czym najlepiej się bawisz szydzicie i wyśmiewacie tą muzykę bo to niby takie obciachowe, wiejskie... Ja nie ukrywam że nigdy nie utożsamiałem się z tą muzyką mimo tego że nie można powiedzieć że nie ewoluowała technicznie ale niestety przekaż jeśli chodzi o treść, choć może nieco bardziej śmiały i bezpośredni nadal jest nie do ogarnięcia przynajmniej dla mnie...  "...ja cię kocham ty mnie kochasz....bo ty jesteś ruda, pytanie czy na dole też.... i generalnie miód malina, sialalala..."
Ktoś zapyta skąd ta niechęć, wręcz nienawiść. Bo m.in. dlatego że szlag mnie trafia, kiedy jako DJ gram imprezę pt. "Klubowa" a co trochę wpada jakaś nastolatka z pytaniem np. "Sorry czy mógłbyś zagrać coś do tańca normalnego ?" Pytam " Co masz na myśli?" I słyszę odpowiedź: " Jakieś disco polo..." Nie wiem, może jestem odosobnionym przypadkiem, może jak na złość bo nie lubię po prostu tej muzyki i nie kryje tego absolutnie, zdarzają mi się takie sytuacje, a może wielu kolegów zza konsoli ma podobnie i w pełni rozumieją moje oburzenie. Złości i drażni mnie to niezmiernie bo to tak jak iść na koncert Metallica i kazać nagle zagrać kapeli bardziej tanecznie i skocznie np "Ona tańczy dla mnie..." Rozumiem, że ewoluowała, że stała się bardziej cywilizowana i technicznie, muzycznie przyjemniejsza. Ale czy naprawdę tylko to teraz trzeba grać?
Nie pałam agresją i nie nienawidzę ludzi którzy słuchają tej muzyki, artystów którzy ją tworzą i szanuję ich poglądy jako DJ. Każdy ma święte prawo do tego żeby słuchać i bawić się przy muzyce jaka się kocha, czytać książki które dla innych są kiczowate dla innych wciągające i to jest piękne, ta różnorodność poglądów zamiłowań, ale na litość boską taki apel jeszcze korzystając z możliwości. Jeśli idziecie do klubu na imprezę z muzyką klubową (nie mylić muzyki Disco polo z muz. klubową) to nie każcie nam DJ grać czegoś innego, bardziej tanecznego "normalnego" sugerując że to jest Disco Polo. Przecież macie drodzy sympatyczni wielbiciele gatunku swoje kluby gdzie organizuje sie imprezy z Disco, wieczorki z zespołami na żywo. Clubbing niech pozostanie Clubbingiem. Rockoteki niech będą nadal Rockowe, a wy szanowni koledzy DJ delikatnie aczkolwiek konsekwentnie i stanowczo nie bójcie się odmawiać, nie poddawać monopolowi jaki ma muzyka Disco Polo w dzisiejszych czasach. Pytanie jak długo jeszcze, bo historia uczy że tak szybko jak zrobił się wielki BUM w latach 90' tak szybko z podobnym BUM skończyła się sympatia do prostych tekstów, melodii, zniknęły audycje muzyczne programy TV...  Jak będzie teraz ...?